Przejdź do głównej zawartości

blisko

 małą liczbę osób, które widziały faraona czy jego sobowtóra w stanie obłędu, wieść o tych dziwnych wypadkach rozeszła się bardzo prędko. W kilka dni wszyscy mieszkańcy Teb, od paraszytów i nosiwodów do kupców i pisarzy, szeptali, że Ramzes XIII dotknięty jest nieszczęściem, które jego starszych braci usunęło od tronu.

Obawa i cześć dla faraona były tak wielkie, że lękano się mówić głośno, osobliwie między ludźmi obcymi. Niemniej jednak wszyscy o tym wiedzieli - z wyjątkiem samego Ramzesa.

Najszczególniejsze jednak było to, że pogłoska bardzo prędko obiegła całe państwo, co było dowodem, że rozchodziła się za pośrednictwem świątyń. Tylko bowiem kapłani posia- dali tajemnicę porozumiewania się w ciągu kilkunastu godzin z jednego krańca Egiptu na drugi.

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

 

Strony

Wpisy

 

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony


Tutmozisowi nikt bezpośrednio nie wspomniał o szkaradnych wieściach. Lecz dowódca faraonowej gwardii na każdym kroku czuł ich istnienie. Z zachowania się ludzi, z którymi łączyły go stosunki, odgadywał, że służba, niewolnicy, żołnierze, dostawcy dworu mówią o szaleństwie pana, milknąc tylko na tę chwilę, kiedy mógłby usłyszeć ktoś starszy.

Nareszcie zniecierpliwiony i zatrwożony Tutmozis zdecydował się na rozmowę z nomar- chą tebańskim.

Przyszedłszy do jego pałacu, zastał Antefa leżącego na kanapie w pokoju, którego połowa była jakby ogródkiem zapełnionym osobliwymi roślinami. Na środku tryskała fontanna róża- nej wody; w kątach stały posągi bogów, na ścianach była wymalowana historia czynów zna- komitego nomarchy. Stojący w głowach czarny niewolnik chłodził pana wachlarzem ze stru- sich piór; na posadzce siedział pisarz nomesu i czytał raport.

Tutmozis miał minę tak zafrasowaną, że nomarcha natychmiast wyprawił pisarza i niewol- nika, a podniósłszy się z kanapy przejrzał wszystkie kąty pokoju, aby sprawdzić, czy kto nie podsłuchuje.

-   Dostojny ojcze pani Hebron, mojej czcigodnej małżonki - odezwał się Tutmozis - z twe- go zachowania się widzę, że odgadujesz: o czym chcę mówić...

-  Nomarcha Teb zawsze musi być przezornym - odparł Antef. - Domyślam się również, że naczelnik gwardii jego świątobliwości nie mógł zaszczycić mnie odwiedzinami w błahym interesie.

Przez chwilę obaj patrzyli sobie w oczy. Wreszcie Tutmozis usiadł obok swego teścia i szepnął:

-  Czy słyszałeś nikczemne wieści, które wrogowie państwa rozgłaszają o naszym władcy?

-  Jeżeli chodzi o moją córkę Hebron - śpiesznie odezwał się nomarcha - oświadczam ci, że dziś ty jesteś jej panem i nie możesz mieć do mnie żalu...

Tutmozis niedbale machnął ręką.

-   Jacyś niegodni ludzie - mówił zięć - rozgłaszają, że faraon jest obłąkany... Słyszałeś o tym, mój ojcze?..

Antef kiwał i kręcił głową, co mogło równie dobrze oznaczać potwierdzenie, jak i zaprze- czenie. Wreszcie rzekł:

-  Głupstwo jest wielkie jak morze, wszystko w sobie pomieści.

-  To nie głupstwo, ale występek kapłanów, którzy posiadają człowieka podobnego do jego świątobliwości i posługują się nim do podłych czynów.

I opowiedział nomarsze historię Greka Lykona tudzież jego zbrodnię w Pi-Bast.

-   O tym Lykonie, który zabił dziecko księcia następcy, słyszałem - odparł Antef. - Ale gdzie masz dowody, że Mefres uwięził Lykona w Pi-Bast, że przywiózł go do Teb i że wy- puszcza go do ogrodów królewskich, aby tam udawał obłąkanego faraona?...

-  Właśnie dlatego pytam waszą dostojność: co robić?... Jestem przecie naczelnikiem gwar- dii i muszę czuwać nad czcią i bezpieczeństwem naszego pana.

-  Co robić?... co robić? - powtarzał Antef. - Ha! przede wszystkim pilnować, ażeby te wie- ści bezbożne nie dosięgnęły uszu faraona...

-  Dlaczego?...

-  Bo stanie się wielkie nieszczęście. Gdy nasz pan usłyszy, że Lykon w jego imieniu udaje wariata, wpadnie w gniew... straszny gniew!... Naturalnie zwróci się przeciw Herhorowi i Mefresowi. Może ich tylko zelży, może uwięzi, może nawet zabije... Cokolwiek zaś zrobi, zrobi bez żadnego dowodu, a wtedy co?... Dzisiejszy Egipt już nie lubi składać ofiar bogom, ale jeszcze ujmie się za niewinnie pokrzywdzonymi kapłanami... A wtedy co?... Bo ja myślę - dodał zbliżywszy usta do ucha Tutmozisowi - bo ja myślę, że byłby to koniec dynastii.

-  Więc cóż robić?...

-   Ciągle jedno! - zawołał Antef. - Znajdź owego Lykona, dowiedź, że Mefres i Herhor ukrywali go i kazali mu udawać obłąkanego faraona... To możesz zrobić, jeżeli chcesz utrzy-


mać łaskę pana. Dowodów, jak najwięcej dowodów!... U nas nie Asyria, arcykapłanów bez najwyższego sądu krzywdzić nie można, a żaden sąd nie skaże ich bez namacalnych dowo- dów...

Gdzie masz zresztą pewność, że faraonowi nie podsunięto jakiejś odurzającej trucizny?... Przecie to byłoby prostsze aniżeli wysyłanie po nocy człowieka, który nie zna ani haseł, ani pałacu, ani ogrodu... Mówię ci: O Lykonie słyszałem z pewnych ust, bo od Hirama. Ale nie rozumiem, w jaki sposób Lykon mógłby w Tebach wyprawiać takie dziwy.

-  Ale, ale!... - przerwał Tutmozis. - A gdzie jest Hiram?

-  Zaraz po waszym weselu pojechał ku Memfisowi, a w tych dniach był już w Hiten. Tutmozis znowu zakłopotał się.

„Tej nocy - myślał - kiedy do Eunany przyprowadzono nagiego człowieka, faraon mówił, że idzie zobaczyć się z Hiramem. A ponieważ Hirama nie było w Tebach, więc co?... Więc jego świątobliwość już o tej godzinie sam nie wiedział, co mówi!”

Tutmozis wrócił do siebie oszołomiony. Już nie tylko nie pojmował: co robić w tym nie- słychanym położeniu, ale nawet - co o nim myśleć? O ile bowiem w rozmowie z królową Nikotris był pewny, że w ogrodach ukazywał się Lykon, wysłany przez arcykapłanów, o tyle dziś jego wątpliwości rosły.

A jeżeli tak było z Tutmozisem, ulubieńcem, który ciągle widywał Ramzesa, cóż musiało dziać się w sercach ludzi obcych?... Najgorliwsi stronnicy faraona i jego zamiarów mogli za- chwiać się słysząc ze wszystkich stron, że władca jest obłąkanym!

Był to pierwszy cios zadany Ramzesowi XIII przez kapłanów. Drobny sam w sobie, po- ciągał nieobrachowane skutki.

Tutmozis nie tylko wahał się, ale i cierpiał. Pod lekkomyślnymi pozorami miał on charak- ter szlachetny i energiczny. Więc dziś, kiedy godzono na cześć i władzę jego pana, Tutmozisa gryzła bezczynność. Zdawało mu się, że jest komendantem twierdzy, którą podkopuje nie- przyjaciel, a on patrzy na to bezczynny!...

Myśl ta tak dręczyła Tutmozisa, że pod wpływem jej wpadł na śmiały pomysł. Mianowicie spotkawszy raz arcykapłana Sema rzekł mu:

-  Wasza dostojność słyszałeś pogłoski, jakie krążą o naszym panu?..

-  Faraon jest młody, więc mogą o nim krążyć bardzo rozmaite plotki - odparł Sem, dziwnie patrząc na Tutmozisa. - Ale sprawy takie nie do mnie należą, zastępuję jego świątobliwość w służbie bogów, spełniam to, jak umiem najlepiej, o resztę nie dbam.

-   Wiem, że wasza dostojność jesteś wiernym sługą faraona - mówił Tutmozis - i nie mam zamiaru mięszać się do kapłańskich tajemnic. Muszę jednak zwrócić waszą uwagę na jeden drobiazg.

Oto dowiedziałem się z pewnością, że święty Mefres przechowuje niejakiego Lykona Gre- ka, na którym ciążą dwa występki, jest on mordercą faraonowego syna i -jest zanadto podob- ny do jego świątobliwości...

Niech więc dostojny Mefres nie ściąga hańby na czcigodny stan kapłański i czym prędzej wyda mordercę sądom. Jeżeli bowiem my znajdziemy Lykona, przysięgam, że Mefres utraci nie tylko swój urząd, ale i głowę. W naszym państwie nie można bezkarnie opiekować się zbójami i ukrywać ludzi podobnych do najwyższego władcy!...

Sem, w którego obecności Mefres odebrał policji Lykona, zmięszał się, może z obawy, aby go nie posądzono o wspólnictwo. Niemniej jednak odparł:

-  Postaram się ostrzec świętego Mefresa o tych uwłaczających mu podejrzeniach. Czy jed- nak wasza dostojność wie: jak odpowiadają ludzie oskarżający kogoś o zbrodnię?

-   Wiem i przyjmuję odpowiedzialność. Tak przecie jestem pewny swego, że o następstwa moich podejrzeń wcale się nie troszczę. Niepokój zostawiam czcigodnemu Mefresowi i życzę mu, abym nie potrzebował od przestróg - przejść do czynów.

Rozmowa wywołała skutek: od tej pory ani razu nikt nie widział faraonowego sobowtóra.


Ale pogłoski nie ucichły, a Ramzes XIII nie wiedział o nich. Nawet bowiem Tutmozis lę- kając się ze strony pana gwałtownych wystąpień przeciw kapłanom nie zawiadomił go o ni- czym.

 

 

* Autentyczne.


ROZDZIAŁ TRZYNASTY

W początkach miesiąca Paofi (lipiec-sierpień) jego świątobliwość, królowa Nikotris i dwór powrócili z Tebów do pałacu pod Memfisem.

Przy końcu podróży, która i tym razem odbywała się Nilem, Ramzes XIII często wpadał w zamyślenie, a raz rzekł do Tutmozisa:

-  Spostrzegam dziwny objaw... Lud gromadzi się na obu brzegach tak gęsto, a może nawet gęściej niż wówczas, gdyśmy płynęli w tamtą stronę. Ale okrzyki są znacznie słabsze, czółen jedzie za nami mniej i kwiatów rzucają skąpo...

-  Boska prawda płynie z ust twoich, panie - odparł Tutmozis. - Istotnie lud wygląda, jakby był zmęczony, co jednak pochodzi ze strasznych upałów...

-  Mądrze powiedziałeś!... - pochwalił go faraon i rozjaśnił oblicze.

Ale Tutmozis nie wierzył własnym słowom. On czuł, a co gorsze, czuł cały orszak królew- ski, że masy ludu nieco ochłodły w miłości swej do pana.

Czy był to skutek wieści o nieszczęsnej chorobie Ramzesa, czy jakich innych praktyk?

Tutmozis nie wiedział. Był jednak pewny, że na to ochłodnięcie wpłynęli kapłani.

„Oto głupi motłoch! - myślał nie hamując w swym sercu pogardy. - Niedawno tonęli, byle tylko ujrzeć oblicze jego świątobliwości, a dziś żałują krzyku... Czyżby już zapomnieli i o siódmym dniu odpoczynku, i o ziemi na własność?... „

Natychmiast po przyjeździe do pałacu faraon wydał rozkaz gromadzenia delegatów, którzy mieli postanowić o naruszeniu skarbów Labiryntu. Jednocześnie polecił oddanym sobie urzędnikom i policji, aby rozpoczęto agitacją przeciw kapłanom i za siódmym dniem odpo- czynku.

Niebawem znowu zaczęło w Dolnym Egipcie wrzeć jak w ulu. Chłopi upominali się nie tylko o święta, ale i o płacenie im gotówką za roboty publiczne. Rzemieślnicy w szynkach i na ulicach złorzeczyli kapłanom, którzy chcą ograniczyć świętą władzę faraona. Liczba prze- stępstw wzrosła, ale przestępcy nie chcieli odpowiadać przed sądem. Pisarze spokornieli i żaden nie śmiał uderzyć człowieka prostego wiedząc, że spotka się z odwetem. Do świątyń rzadziej składano ofiary, bogi pilnujące granic nomesów coraz częściej były obrzucane ka- mieniami i błotem, a nawet obalane.

Strach padł na kapłanów, nomarchów i ich popleczników. Na próżno sędziowie ogłaszali na rynkach i gościńcach, że według starych praw rolnik i rzemieślnik, a nawet kupiec, nie powinien zajmować się plotkami, które odciągają go od pracy chlebodajnej; pospólstwo bo- wiem wśród śmiechu i krzyku obrzucało woźnych zgniłymi jarzynami i pestkami daktylów.

Wówczas arystokracja zaczęła gromadzić się w pałacu i leżąc u nóg faraona błagać go o ratunek.

-   Jesteśmy - wołali - jakby ziemia rozpadała się pod naszymi stopami... jakby świat koń- czył się!... Żywioły są zmięszane, umysły w rozterce i jeżeli nie uratujesz nas ty, panie, go- dziny życia naszego są policzone!...

-  Mój skarb jest pusty, armia nieliczna, policja od dawna nie widzi żołdu - odparł faraon. - Jeżeli więc chcecie mieć trwały spokój i bezpieczeństwo, musicie dostarczyć mi funduszów.

Ponieważ jednak moje królewskie serce trapi wasz niepokój, więc zrobię, co będę mógł, i mam nadzieję, że uda mi się przywrócić porządek.

Jakoż jego świątobliwość nakazał ściągnąć wojska i ustawić je w najważniejszych punk- tach kraju. Jednocześnie posłał rozkaz do Nitagera, aby ten zostawił granicę wschodnią swe- mu pomocnikowi, a sam z pięcioma najlepszymi pułkami maszerował do Memfisu.

Tak czynił pan, nie tyle dla osłonienia arystokracji przed pospólstwem, ile dlatego ażeby mieć pod ręką duże siły na wypadek, gdyby arcykapłani podburzyli Górny Egipt i pułki nale- żące do świątyń.


Dziesiątego Paofi w zamku królewskim i jego okolicach zapanował wielki ruch. Zebrali się delegaci mający przyznać faraonowi prawo czerpania ze skarbu w Labiryncie tudzież - mnóstwo ludzi, którzy chcieli przynajmniej patrzeć na miejsce, gdzie odbywała się niezwykła w Egipcie uroczystość.

Procesja delegatów zaczęła się z rana. Przodem szli nadzy chłopi w białych czepcach i opaskach; każdy miał w ręku grubą płachtę dla okrycia grzbietu w obecności faraona. Za nimi posuwali się rzemieślnicy, ubrani jak chłopi, od których różnili się nieco cieńszymi płachtami i wąziutkimi fartuszkami pokrytymi różnobarwnym haftem.

Następowali kupcy, niektórzy w perukach, wszyscy w długich koszulach i pelerynach. Tu już można było widzieć na rękach i nogach bogate bransolety, a na palcach pierścienie. Potem szli oficerowie w czepcach i kaftanach w pasy: czarne i żółte, niebieskie i białe, niebieskie i czerwone. Dwaj, zamiast kaftanów, mieli na piersiach mosiężne półpancerze.

Po dłuższej przerwie ukazało się trzynastu szlachty w wielkich perukach i białych szatach do ziemi. Za nimi sunęli nomarchowie w szatach oblamowanych purpurową taśmą i w koro- nach na głowie. Pochód zamykali kapłani z ogolonymi głowami i twarzami, w panterczych skórach przez plecy.

Delegaci weszli do wielkiej sali pałacu faraonów, gdzie stało siedm ław jedna za drugą: najniższa dla chłopów, najwyższa dla stanu kapłańskiego.

Niebawem ukazał się, niesiony w lektyce, jego świątobliwość Ramzes XIII, wobec którego delegaci upadli na ziemię. Gdy pan obu światów zasiadł na wysokim tronie, pozwolił wstać i zająć miejsce na ławach swoim wiernym poddanym. Po czym weszli i siedli na niższych tro- nach arcykapłani Herhor, Mefres i - dozorca Labiryntu ze szkatułką w rękach. Świetny orszak jenerałów otoczył faraona, poza którym dwaj wyżsi urzędnicy stanęli z wachlarzami z piór pawich.

Prawowierni Egipcjanie! - odezwał się władca 

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

dwanascie krokow do bycia gwiazda pisarsttwa

  -    - odezwał się nomarcha Emsuch. - My siedzimy w nomesach, daleko od dworu, i wreszcie nie tylko nie znamy zamiarów tego szaleńca, ale nawet nie domyślaliśmy się ich, prawie nie wierzymy... Dlatego sądzę, że najlepiej pozostawić tę sprawę tobie, dostojny Herhorze, i Mefresowi. Odkryliście chorobę, obmyślcie teraz lekarstwo i zastosujcie... A jeżeli niepokoi was ogrom odpowiedzialności, dobierzcie sobie do pomocy najwyższego sędziego... -   Tak! tak!... prawdę mówi!... - potwierdzili wzburzeni dostojnicy. Mentezufis zapalił pochodnią i położył na stole przed posągiem boga papirus, na którym spisano akt tej treści, że: wobec niebezpieczeństw grożących państwu władza rady tajnej przechodzi w ręce Herhora, któremu do pomocy dodani są: Mefres i najwyższy sędzia. Akt ten, stwierdzony podpisami obecnych dostojników, zamknięto w puszkę i schowano w skrytce pod ołtarzem... Wpisy Free GOG Game Sang Froid Free GOG Game Giveaway Jotun Free GOG Game Giveaway CAYNE Free GOG Game F