Przejdź do głównej zawartości

dwanascie krokow do bycia gwiazda pisarsttwa

 -   - odezwał się nomarcha Emsuch. - My siedzimy w nomesach, daleko od dworu, i wreszcie nie tylko nie znamy zamiarów tego szaleńca, ale nawet nie domyślaliśmy się ich, prawie nie wierzymy...

Dlatego sądzę, że najlepiej pozostawić tę sprawę tobie, dostojny Herhorze, i Mefresowi. Odkryliście chorobę, obmyślcie teraz lekarstwo i zastosujcie... A jeżeli niepokoi was ogrom odpowiedzialności, dobierzcie sobie do pomocy najwyższego sędziego...

-  Tak! tak!... prawdę mówi!... - potwierdzili wzburzeni dostojnicy.

Mentezufis zapalił pochodnią i położył na stole przed posągiem boga papirus, na którym spisano akt tej treści, że: wobec niebezpieczeństw grożących państwu władza rady tajnej przechodzi w ręce Herhora, któremu do pomocy dodani są: Mefres i najwyższy sędzia.

Akt ten, stwierdzony podpisami obecnych dostojników, zamknięto w puszkę i schowano w skrytce pod

ołtarzem...

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

 

Strony

Wpisy

 

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Nadto - każdy z siedmiu uczestników zobowiązał się pod przysięgą spełniać wszystkie rozkazy Herhora i wciągnąć do spisku po dziesięciu dygnitarzy. Herhor zaś obiecał im złożyć dowody, że Asyria nalega o traktat, że faraon nie chce go podpisać, że układa się z Fenicja- nami o budowę kanału i że w zdradziecki sposób chce dostać się do Labiryntu.

-   Życie moje i cześć jest w waszych rękach - zakończył Herhor. - Jeżeli to, co powiedzia- łem, jest nieprawdą, skażecie mnie na śmierć, a ciało moje na spalenie.

Teraz już nikt nie wątpił, że arcykapłan mówi szczerą prawdę. Żaden bowiem Egipcjanin nie naraziłby ciała

swego na spalenie, czyli - duszy na zgubę.

Kilka dni po weselu Tutmozis przepędził w towarzystwie Hebron w pałacyku darowanym mu przez jego świątobliwość. Ale każdego wieczora przychodził do koszar gwardii, gdzie w towarzystwie oficerów i tancerek bardzo wesoło przepędzał noce.

Z tego zachowania koledzy domyślili się, że Tutmozis poślubił Hebron tylko dla posagu, co wreszcie nikogo nie dziwiło.

Po pięciu dniach Tutmozis przyszedł do faraona i oświadczył, że może na powrót objąć służbę. Skutkiem

czego odwiedzał swoją małżonkę tylko przy świetle słonecznym, a w nocy czuwał przy komnacie pana.

Jednego wieczora rzekł mu faraon:

-   Pałac ten ma tyle kątów do podglądania i podsłuchiwania, że każda moja czynność jest śledzona. Nawet do czcigodnej matki mojej znowu odzywają się tajemnicze głosy, które już umilkły były w Memfis, gdym

rozpędził kapłanów...

Tym sposobem - ciągnął pan - nie mogę nikogo przyjmować u siebie, ale muszę opuszczać pałac i w miejscu bezpiecznym naradzać się ze sługami moimi...

-   Mam iść za waszą świątobliwością? - spytał Tutmozis widząc, że faraon ogląda się za płaszczem.

-  Nie. Musisz zostać tutaj i pilnować, aby nikt nie wchodził do mojej komnaty. Nikogo też nie wpuszczaj, choćby to była matka moja, a nawet cień wiecznie żyjącego ojca... Powiesz, że śpię i że nie chcę widzieć się z nikim.

-  Stanie się, jak rzekłeś - odparł Tutmozis wkładając na pana płaszcz z kapturem. Potem zgasił światło w sypialni, a faraon wyszedł bocznymi korytarzami.

Znalazłszy się w ogrodzie Ramzes przystanął i z uwagą rozejrzał się w okolicy. Następnie widać zorientowawszy się, począł szybko iść w stronę pałacyku ofiarowanego Tutmozisowi.

Po kilku minutach drogi w cienistej alei ktoś przed nim stanął i zapytał:

-  Kto idzie?...


-  Nubia - odpowiedział faraon.

-  Libia - rzekł pytający i nagle cofnął się, jakby przestraszony. Był to oficer gwardii. Władca przypatrzył mu się i zawołał:

-  Ach, to Eunana!... Co tu robisz?

-   Obchodzę ogrody. Robię to każdej nocy po parę razy, gdyż zakradają się niekiedy zło- dzieje.

Faraon pomyślał i rzekł:

-   Roztropnie czynisz. Lecz zapamiętaj sobie, że pierwszym obowiązkiem gwardzisty jest milczeć... Złodzieja

wypędź, ale gdybyś spotkał jaką dostojną osobę, nie zaczepiaj jej i milcz, zawsze milcz:..

Choćby to... był sam arcykapłan Herhor...

-  O panie! - zawołał Eunana - tylko nie rozkazuj mi składać w nocy hołdu Herhorowi albo Mefresowi... Nie wiem, czy na ich widok miecz sam nie wydarłby mi się z pochwy...

Ramzes uśmiechnął się.

-  Twój miecz jest moim - odparł - i tylko wtedy może wyjść z pochwy, kiedy ja rozkażę... Skinął głową Eunanie i poszedł dalej.

Po kwadransie błądzenia mylnymi ścieżkami faraon

znalazł się w pobliżu altany ukrytej w gąszczach. Zdawało mu się, że usłyszał szelest, i ci- cho zapytał:

-  Hebron?...

Naprzeciw niemu wybiegła figura odziana również w ciemny płaszcz. Przypadła do Ramzesa i zawisła mu na szyi szepcząc:

-  To ty, panie?... to ty?... Jakże długo czekałam...

Faraon poczuł, że wysuwa mu się z objęć; wziął ją na ręce i zaniósł do altany. W tej chwili spadł z niego płaszcz. Ramzes przez chwilę ciągnął go, lecz w końcu zostawił.

Na drugi dzień czcigodna pani Nikotris wezwała do siebie Tutmozisa. Ulubieniec faraona aż zląkł się spojrzawszy na nią. Królowa była strasznie blada; oczy miała zapadnięte, prawie błędne.

-  Siądź - rzekła wskazując mu stołeczek obok swego fotelu. Tutmozis zawahał się.

-  Siądź... i... - przysięgnij, że nikomu nie powtórzysz tego, co ci powiem...

-  Na cienie mego ojca... - rzekł.

-  Słuchaj - mówiła królowa cicho - byłam dla ciebie prawie matką... Gdybyś więc zdradził tajemnicę, bogowie skaraliby... Nie... Oni tylko zwaliliby na twoją głowę część tych klęsk, jakie wiszą nad moim rodem...

Tutmozis słuchał zdumiony.

„Obłąkana?..” - pomyślał z trwogą.

-   Spojrzyj na to okno - ciągnęła - na to drzewo... Czy wiesz, kogo dziś w nocy widziałam na tym drzewie, za oknem?..

-  Miałżeby przyjechać do Tebów przyrodni brat jego świątobliwości?...

-  To nie był tamten - szeptała łkając. - To był on sam.... mój syn... mój Ramzes!...

-  Na drzewie?... dziś w nocy?...

-   Tak!... światło pochodni doskonale padało na jego twarz i postać... Miał kaftan w białe i niebieskie pasy... obłąkane spojrzenie... śmiał się dziko jak tamten nieszczęsny jego brat i mówił: „Patrz, matko, ja już umiem latać, czego nie potrafił ani Seti, ani Ramzes Wielki, ani Cheops... Patrz, jakie wyrastają mi skrzydła!...”

Wyciągnął do mnie rękę, i ja, nieprzytomna z żalu, dotykałam przez okno jego rąk, jego twarzy oblanej zimnym potem... Wreszcie zsunął się z drzewa i uciekł.

Tutmozis słuchał przerażony. Nagle uderzył się w czoło.


-   To nie był Ramzes! - odparł stanowczo. - To był człowiek bardzo podobny do niego, podły Grek, Lykon, który zabił mu syna, a dziś znajduje się w mocy arcykapłanów... To nie Ramzes!... To występek tych nikczemników, Herhora i Mefresa...

Na twarzy królowej błysnęła nadzieja, lecz tylko na chwilę.

-  Czyliżbym nie poznała mego syna?...

-   Lykon ma być nadzwyczajnie podobny - rzekł Tutmozis. -To sprawa kapłanów... Nik- czemni!... Śmierci za mało dla nich...

-  Więc faraon spał dzisiejszą noc w domu? - nagle zapytała pani. Tutmozis zmięszał się i spuścił oczy.

-  Więc nie spał?...

-  Spał... - orzekł niepewnym głosem ulubieniec.

-   Kłamiesz!... Ale powiedz mi przynajmniej, czy nie miał kaftana w białe i niebieskie pa- sy?...

-  Nie pamiętam... - szepnął Tutmozis.

-   Znowu kłamiesz... A ten płaszcz... powiedz, że to nie jest płaszcz mego syna... Mój nie- wolnik znalazł go na tym samym drzewie...

Pani zerwała się i wydobyła ze skrzyni brunatny płaszcz z kapturem. Jednocześnie Tut- mozis przypomniał sobie, że faraon wrócił po północy bez płaszcza, a nawet tłomaczył się przed nim, że płaszcz zginął mu gdzieś w ogrodzie...

Wahał się, myślał, w końcu odparł stanowczo:

-   Nie, królowo. To nie był faraon... To był Lykon i zbrodnia kapłanów, o której natych- miast trzeba powiedzieć jego świątobliwości...

-   A jeżeli to Ramzes?... - znowu spytała pani, choć w jej oczach już było widać iskrę na- dziei.

Tutmozis stropił się. Domysł jego co do Lykona był mądry i mógł być słuszny; lecz nie brakło poszlak, że królowa widziała Ramzesa. Wszak wrócił do swego mieszkania po półno- cy, miał kaftan w białe i niebieskie pasy, zgubił płaszcz... Wszakże jego brat już był obłąkany, a wreszcie - czy w tym wypadku mogłoby omylić się serce matki?..

I oto naraz w duszy Tutmozisa zbudziły się wątpliwości skłębione i zmotane jak gniazdo jadowitych wężów.

Szczęściem, w miarę jak on wahał się, w serce królowej wstępowała otucha.

-   Dobrze, że przypomniałeś mi tego Lykona... Pamiętam!... Przez niego Mefres posądził Ramzesa o dzieciobójstwo, a dziś - może posługuje się nędznikiem do zniesławienia pana...

W każdym razie ani słowa nikomu o tym, co ci powierzyłam... Gdyby Ramzes... gdyby naprawdę uległ takiemu nieszczęściu, może to być chwilowe... Niepodobna upakarzać go rozgłaszaniem podobnych wieści, a nawet niepodobna zawiadamiać go o tym!... Jeżeli zaś  jest to zbrodnia kapłanów, musimy być również ostrożni. Chociaż ludzie, którzy uciekają się do takich oszustw, nie mogą być silni.

-  Wyśledzę ja to - przerwał Tutmozis - ale gdy się przekonam...

-  Tylko nie mów Ramzesowi, zaklinam cię na cienie ojców!... - zawołała pani składając rę- ce. - Faraon nie przebaczyłby im, oddałby ich pod sąd, a wówczas musiałoby nastąpić jedno z dwu nieszczęść. Albo skazano by na śmierć najwyższych kapłanów państwa, albo sąd uwol- niłby ich... A co potem?...

Natomiast Lykona ścigaj i zabij bez miłosierdzia jak drapieżne zwierzę... jak żmiję... Tutmozis pożegnał królowę znacznie uspokojoną, choć jego obawy wzrosły.

„Jeżeli ten podły Grek Lykon żyje pomimo kapłańskiego więzienia - myślał - to przede wszystkim, zamiast łazić po drzewach i pokazywać się królowej - wolałby uciec... Ja sam ułatwiłbym mu ucieczkę i obsypałbym bogactwami, gdyby wyznał mi prawdę i szukał opieki przeciw tym łotrom... Ale skąd kaftan, płaszcz?... Dlaczego myliłaby się matka?.. „


Od tej pory Tutmozis unikał faraona i nie śmiał patrzeć mu w oczy. A że i Ramzes był ja- kiś nieswój, więc zdawało się na pozór, że serdeczne ich stosunki ochłodły.

Lecz pewnego wieczora pan znowu wezwał ulubieńca.

-   Muszę - rzekł - pogadać z Hiramem o ważnych sprawach, więc wychodzę. Czuwaj tu, przy mojej sypialni, a gdyby kto chciał mnie widzieć, nie dopuść...

Gdy Ramzes zniknął w tajemnych korytarzach pałacu, Tutmozisa ogarnął niepokój.

„Może - myślał - kapłani otruli go jakim szalejem, a on czując, że zbliża się wybuch cho- roby, ucieka ze swego domu?... Ha, zobaczymy.”

Jakoż zobaczył. Faraon wrócił dobrze po północy do swych komnat i wprawdzie miał na sobie płaszcz, ale... nie swój, tylko żołnierski.

Tutmozis zatrwożył się i nie spał do rana oczekując, rychło znowu wezwie go królowa. Królowa jednak nie wezwała go. Natomiast, w czasie rannego przeglądu gwardii, oficer Eu- nana poprosił swego naczelnika o chwilę rozmowy...

Gdy znaleźli się we dwu w osobnej komnacie, Eunana upadł Tutmozisowi do nóg błaga- jąc, aby nikomu nie powtórzył tego, co on mu powie.

-  Cóż się stało?... - zapytał Tutmozis czując chłód w sercu.

-   Wodzu - mówił Eunana - wczoraj, około północy, dwaj moi żołnierze schwycili w ogro- dzie człowieka, który biegał nagi i krzyczał nieludzkim głosem.

Przyprowadzili go do mnie i wodzu... zabij mnie!... Eunana upadł znowu do nóg Tutmozisowi.

-  ...Ten człowiek nagi... ten... Nie mogę powiedzieć...

-  Kto był?... - zapytał przerażony Tutmozis.

-   Już nic nie powiem... -jęknął Eunana. - Zdjąłem mój płaszcz i okryłem świętą nagość.

Chciałem odprowadzić do pałacu, ale... ale pan 

Komentarze

  1. It really makes me happy and I am satisfied with your post. Thank you for sharing this post. Your blog posts are very interesting and impressive. guaranty trust bank recruitment 

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

blisko

 małą liczbę osób, które widziały faraona czy jego sobowtóra w stanie obłędu, wieść o tych dziwnych wypadkach rozeszła się bardzo prędko. W kilka dni wszyscy mieszkańcy Teb, od paraszytów i nosiwodów do kupców i pisarzy, szeptali, że Ramzes XIII dotknięty jest nieszczęściem, które jego starszych braci usunęło od tronu. Obawa i cześć dla faraona były tak wielkie, że lękano się mówić głośno, osobliwie między ludźmi obcymi. Niemniej jednak wszyscy o tym wiedzieli - z wyjątkiem samego Ramzesa. Najszczególniejsze jednak było to, że pogłoska bardzo prędko obiegła całe państwo, co było dowodem, że rozchodziła się za pośrednictwem świątyń. Tylko bowiem kapłani posia- dali tajemnicę porozumiewania się w ciągu kilkunastu godzin z jednego krańca Egiptu na drugi. Wpisy Free GOG Game Sang Froid Free GOG Game Giveaway Jotun Free GOG Game Giveaway CAYNE Free GOG Game Flight of the Amazon Queen Free GOG Game Ultima 4 Steam Game DHL Free Key Giveaway Septerra Core Giveaway GOG Game Beneath a Stee